Rozdział III: Wskrzeszony
W innej galaktyce, oddalony o tysiące lat świetlnych,
podróżuje potężny statek kosmiczny. Długi na prawie kilometr, a szeroki na czterysta metrów. Wyróżnia się spośród pustej przestrzeni, niebiesko-czarnymi barwami mieniącymi się w ciemności.
Po bokach ma wymalowane na niebiesko napisy w kosmicznym dialekcie. Na
przodzie widnieje niebieska szyba odbijająca malutki promyk światła. Statek mimo iż jest wojenny, nie przypominał takiego. Żadnych porysowań ani uszkodzeń. Idealny i jedyny w swoim rodzaju. Z każdej batalii wychodził zwycięsko.
Wewnątrz znajduje się
ogromna sala, która oświetla wielka szyba z przodu statku. Wnętrze było
niemalże puste, gdyby nie wielki tron znajdujący się na samym środku. Przez
podłogę płynęły strumienie energii dochodzące do tronu. Na nim siedział niebiesko-skóry mężczyzna w średnim wieku, a przynajmniej tak się może wydawać. Jego skóra była jak statek, którym lata, nieskazitelny. Nie posiadał żadnych blizn, ran, nic tylko ciało rzeźbione jak boskie. Na głowie nie ma żadnych włosów, za
to z brody wyrastała mu czarna kozia bródka. Jest on odziany w czarno-białe szaty, które idealnie leżą na nim, bez żadnych wygnieceń.
Otwiera czarne, niczym węgielki, oczy. Wygląda na bardzo zszokowanego. Po chwili na jego twarzy pojawia
się złowrogi uśmiech.
– Po tylu latach czekania… Po tylu próbach szukania… Nareszcie! W końcu mogę wrócić, dokończyć mój plan. Cały wszechświat u mych stóp! Kierunek Ziemia.
– Po tylu latach czekania… Po tylu próbach szukania… Nareszcie! W końcu mogę wrócić, dokończyć mój plan. Cały wszechświat u mych stóp! Kierunek Ziemia.
Adam otwiera oczy. Rozgląda się dookoła. Patrzy na
tłum wybałuszonych oczu wpatrujących się w niego. Sam nie wie co się właśnie
stało. Przed chwilą uciekał przed policją, następnie był martwy, a teraz? Jego
ciało jest w totalnej ruinie. Każda kość połamana. Ludzie robią zdjęcia i
nagrywają go telefonami. Spojrzał na kończyny, zaczęły wracać na swoje miejsce!
Czaszka odzyskuje swoje początkowe kształty. Rany goją się w zaskakująco
szybkim tempie. Adam podnosi dłoń i patrzy jak powykrzywiane palce prostują
się. Siada i widzi jak jego kości u nóg łączą się. Ubranie ma poszarpane, z ulgą zrzuca z siebie paskudny
płaszcz i kamizelkę. Jego twarz i reszta ciała dalej są całe we krwi. Nie
może uwierzyć w to, co się właśnie stało.
– Wezwijcie egzorcystę! – wykrzyczał jakiś przechodzień w tłumie.
Adam spojrzał agresywnie w tłum szukając kto to wykrzyczał. Nagle dorwał go potworny ból głowy. Padł na kolana i zaczął krzyczeć. Jego słuch wytężył się. Słyszał najdrobniejszy szmer parę ulic stąd. Czuł intensywny zapach krwi ze swojej twarzy, jednocześnie czując zapach świeżo upieczonych bułek z piekarni za rogiem. Obraz ludzi stojących przed nim wyostrzył się tak mocno, że mógł wyliczyć pojedyncze włosy na głowie kobiecie stojącej w tłumie. Oparł się o asfalt. Ciężko oddychał. Powtarzał sobie w głowie, aby skończyło się to jak najszybciej. Ból przeszywał jego kości, czuł jakby płonęły. Jego nozdrza dobiegł zapach benzyny. Słyszał jak jej krople wylatują z samochodu, w który wjechał. Wstał, przepchnął się przez tłum, ale za tłumem już stało trzech policjantów mierzących bronią w niego. Zatrzymał się i rzucił na nich groźne spojrzenie.
– Odejdźcie, ten facet potrzebuje pomocy! – powiedział groźnie zaciskając pięści.
– Jesteś zatrzymany! Na ziemię! – wykrzyczał jeden z policjantów mierzących bronią w Adama.
– Ten facet potrzebuje pomocy! – zdenerwował się i ruszył w kierunku samochodu.
Rozległy się wystrzały z pistoletów. Policjanci wystrzelili jednocześnie w Adama z broni. Spojrzał na dziury po postrzale. Wypływała z nich krew. Po chwili z dziur wypłynęły kule upadając na ziemię, a rany zagoiły się. Spojrzał na zdziwione miny policjantów. Zaczęli strzelać ponownie w niego, kiedy ten ruszył na nich. Chwycił za pistolet bliższego policjanta, wyrwał mu go z ręki i uderzył nim w niego. Policjant padł na asfalt nieprzytomny. Dwóm pozostałym skończyła się amunicja. Adam spojrzał na nich gniewnym wzrokiem. Kule ponownie powylatywały mu z ciała. Policjanci jednak nie poddali się tak szybko. Schowali pistolety i wyciągnęli pałki teleskopowe. Rozłożyli je z łoskotem i zaczęli napierać na Adama. Ten spojrzał na pistolet w ręku i rzucił nim w jednego z nich tak mocno, aż odleciał na parę metrów od miejsca, w którym stał. Drugi nie poddawał się i zaczął wymachiwać w stronę Adama pałką. Adam odsuwał się od niego. W końcu policjant trafił go w rękę łamiąc ją. Adam krzyknął z bólu. Spojrzał na rękę, ale ona już była nastawiona i zagojona. Policjant jednak nie przestał napierać na bohatera. Zdenerwowany Adam chwycił za nadlatującą w swoją stronę pałkę, wyrwał mu ją z rąk i uderzył go pięścią w twarz. Kolejny policjant wylądował nieprzytomny na asfalcie.
Spojrzał przed siebie i znowu poczuł woń benzyny unoszącej się w powietrzu. Spostrzegł jak mężczyzna próbuje otworzyć drzwi w zniszczonym samochodzie, aby uwolnić poszkodowanego. Adam podbiegł do nich szybko. Odsunął szarpiącego za drzwi mężczyznę. Chwycił za klamkę i wyrwał drzwi z samochodu. Spojrzał z niedowierzaniem na swoje ręce trzymające drzwi. Odłożył je obok. Spojrzał na omdlałego kierowcę. Sięgnął ręką próbując odpiąć pasy bezskutecznie. Zdenerwował się i wyrwał klamrę od pasa. Wziął mężczyznę na ręce i wyniósł z samochodu, który zaczął właśnie płonąć.
Karetka przyjechała w samą porę. Zatrzymała się przy Adamie niosącym rannego kierowcę. Z ambulansu wybiegł ratownik.
– Dawaj nosze, szybko! – zawołał zdenerwowany do kolegi, który właśnie wyjmował z kolejnym sanitariuszem nosze z karetki. – Połóż go na noszach!
Adam położył poszkodowanego. Kierowca ocknął się, spojrzał na Adama z przerażeniem i znowu omdlał. Sanitariusze zabrali kierowcę do karetki. Ratownik spojrzał na Adama.
– Jest Pan cały we krwi, muszę Panu pomóc. – oznajmił ratownik.
– Przeżyje, zajmijcie się tym biedakiem – spojrzał w stronę karetki.
– Muszę jednak Pana zabrać. To mój obowiązek – rzekł bardzo poważnie wpatrując się w zakrwawionego Adama.
Rozejrzał się raz jeszcze dookoła. Pieniądze i biżuteria na ulicy. Motocykl roztrzaskany na skrzyżowaniu torujący przejazd. Płonący samochód, w który uderzył. Tłumy ludzi z telefonami wycelowanymi w jego stronę. Zdał sobie sprawę, że wzbudził nie lada sensację. W oddali stał czarny van, z którego spoglądał Parnik. Syreny radiowozów znowu zawyły. Van odjechał powoli, a Parnik wciąż wlepiał wzrok w Adama. Ten już chciał uciec kiedy radiowozy zatorowały mu drogę. Ratownik spojrzał na niego zadziwiony sytuacją. Adam zatrzymał się przed radiowozami. Policjanci wysiedli i zaczęli wykrzykiwać do Adama, żeby nie robił nic głupiego. Raz jeszcze rozejrzał się dookoła. Uświadomił sobie dlaczego był w tej sytuacji. Bo zabił niewinną kobietę. Poczuł się znowu jak wtedy gdy pociągnął za spust, a krew na koszuli kobiety rozprzestrzeniała się w mgnieniu oka. Co jeśli ona miała dzieci? Co jeśli miała męża? Już nigdy nie przytuli ich, nie powie, jak bardzo ich kocha…
Adam położył się na asfalcie i położył ręce za głowę. Poddał się, jego poczucie winy było zbyt wielkie, aby móc beztrosko uciec od sprawiedliwości, wiedział, że jest winny. Policjanci zakuli mu ręce i podnieśli z powrotem z ziemi. Ratownik podszedł do nich.
– Macie go zabrać do szpitala. Zobaczcie w jakim jest stanie – powiedział lekko wystraszony.
Policjanci spojrzeli na niego lekko oburzeni, ale przytaknęli. Władowali Adama do radiowozu i pojechali za karetką.
Podróż do szpitala wydawała się bardzo krótka. Siedlce są dosyć małym miastem, nie bez powodu mówi się, że jest to duża wieś. Tutaj każdy, o każdym słyszał i każdy, o każdym wie mimo iż się nie znają. Może trochę skomplikowane, ale Adam to wiedział bardzo dobrze. Jego kieszeń całą drogę wibrowała, przez jego telefon, który o dziwo jeszcze się nie rozbił na atomy. Mógł tylko się domyślać kto wydzwania do niego, albo był to jego najlepszy przyjaciel, który zapewne dowiedział się o wszystkim z mediów społecznościowych, na których na pewno już króluje filmik z wskrzeszenia. Mogli to być również jego rodzice, którzy już zdążyli usłyszeć plotkę od Kryśki czy innej Danki z domu obok, a te stare baby lubią bardzo rozsiewać wszystko co natrafią na mieście, ewentualnie był to jego najukochańszy szef, który już wiedział jak wykorzysta Adama odkrywając fakt, że potrafi wstać po śmiertelnym wypadku bez żadnego draśnięcia.
W końcu dotarli. Szpital na pierwszy rzut oka był obskurnym miejscem, w którym nie chciało się spędzić nawet sekundy. Ze ścian odrywał się tynk, dodatkowo ozdabiały go różne chore napisy na ścianach, co dodawało mu jeszcze większego uroku psychiatryka niż szpitala. Po oddziale kręciło się więcej policjantów niż lekarzy, kogoś mogło by to zadziwić, ale nie tutaj. Przestępczość była na tyle wysoka, że co chwila przyjeżdżał ktoś z raną postrzałową lub pchnięty od noża. Mimo wyglądu jaki prezentował sobą szpital, nie było tam aż tak źle. Sale były wyposażone przez firmę Welcome to World. Nowoczesny sprzęt był oczywiście pozamykany w salach na klucz, aby nikt tego nie ukradł.
Adama zamknięto samotnie w sali i przykuli kajdankami do łóżka. Został obmyty z krwi przez bardzo atrakcyjną pielęgniarkę. Trwało to nieco dłużej od typowego mycia przez pielęgniarki. Ta wyszła z sali bardzo, ale to bardzo poczochrana i uśmiechnięta. Poprawiła spódniczkę i odeszła lekko chwiejnym krokiem. Przed salą siedziało dwóch uzbrojonych policjantów, którzy mieli strzec Adama do czasu aż zostanie przebadany i wypuszczony w ich ręce. Leżąc samotnie w sali miał wiele do myślenia, nawet rozproszony przez ponętną pielęgniarkę ciągle był nękany przez różne strapienia, które wydarzyły się przez ostatnie godziny. Poczynając od zabójstwa, które przez przypadek popełnił. Obwiniał nie tylko siebie, ale również Parnika jak i całą organizację LIGHT. To właśnie oni wyrwali go od przyjemnych chwil urodzinowego poranka, to właśnie oni dali mu zlecenie rabunku i poszli razem z nim, to właśnie Parnik trącił go kiedy mierzył pistoletem w sprzedawczynię. Lecz niestety to on wystrzelił, to on był głównym winnym… Świadomość, że spotka się z szefem lub jego zastępcą sprawiała mu jeszcze większy zawód. Chciał rzucić to w cholerę. Nie chciał więcej pracować dla nich. Mimo dobrych pieniędzy i wygodnego życia miał ogromny problem z powrotem. Na półce obok łóżka leżał jego telefon, który dzwonił od dobrej godziny. Na przemian z rodzicami wydzwaniał do niego Cezary oraz Tukan. Sam już nie wiedział czyjego telefonu boi się najbardziej. Z rodzicami nie rozmawiał od lat, więc za pewne bardzo się zamartwiali nad swoim synem, który połamał się i ożył! Z Cezarym łączy go szczególna więź, wręcz braterska, więc nie było dziwne, że wydzwaniał. Tukan za to… To Tukan, po prostu wie jak zyskać jeszcze lepsze pieniądze.
– W końcu ten jebany telefon ucichł. Mam już dość... Czemu to wszystko się dzieje akurat mi? Co ja takiego zrobiłem? Czy aż tak jestem złym człowiekiem, żeby spotykało mnie tyle nieszczęścia? Kurwa czemu?
Obwiniające się myśli przerwały mu huk otwierających się drzwi, a wszedł przez nie Czarek. Na jego twarzy było widać zmartwienie zmieszane z przerażeniem. Usiadł na krześle przy łóżku i wpatrywał się w Adama z niedowierzaniem.
– Co to, kurwa, było?!
– Cześć Oczko, ciebie też miło widzieć – spojrzał na Cezarego, który dalej wpatrywał się w niego.
– Co to było?! – wziął pilota, włączył telewizor, przełączał kanały, na każdym kanale był filmik z wypadku, w którym Adam wstawał cały we krwi. – Ten filmik jest puszczany na każdym kanale! Cały internet słyszał już o tobie! Co tam się stało? Byłeś cały połamany, nagle wszystko wraca na miejsce i wstajesz jak gdyby nigdy nic!
Adam patrzył na Cezarego, który dalej nie wiedział co się stało, tylko, że sam też tego nie wiedział. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć.
– Wyłącz to proszę…
Cezary wyłączył telewizor wciąż patrząc na przyjaciela.
– Adam, co tam się stało? Czemu uciekałeś? O co tu chodzi? Naprawdę zabiłeś tę kobietę? – wciąż pyta z niedowierzaniem w to co się stało.
– To był ciężki dzień. Proszę, Oczko nie wiem sam co o tym myśleć. Za dużo się stało – odpowiedział nijak prosząc o spokój.
– Powiedz po kolei! – wykrzyczał.
– Nie mogę o tym mówić, to sprawa między mną, a pewnymi ludźmi – zdenerwował się Ebert.
– A wypadek?!
– Nie wiem jak to się stało. Przez chwilę byłem martwy. Wiem o tym, widziałem tam coś, białą postać… Następnie czułem się potężny, jednocześnie przytłumiony tym zapachem i dźwiękiem. Wszystko naraz. Potworne a zarazem cudowne uczucie. Błogość i ból w jednym. Nie wiem czy rozumiesz… – przez chwilę wydawało się jakby odpłynął w swoich marzeniach przypominając sobie tę chwilę, następnie spojrzał na Cezarego, który dalej z niedowierzaniem patrzył w niego.
– Miałeś płaszcz na sobie. Czarny płaszcz. Nie mów mi proszę, że należysz do nich – zmartwił się Cezary.
Adam tym razem unikał wzroku przyjaciela nie chcąc przyznać się do winy. Lecz Cezary nadal wpatrywał się w niego jakby już znał odpowiedź, ale wciąż czekał na zaprzeczenie od strony Adama. Milczenie przerwał lekarz wchodzący do sali. Nie miał już włosów na głowie, a na jego wielkim nosie spoczywały okulary.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam panom? Nie? To dobrze – poprawił swoje okulary i spojrzał w kartę.
Adam i Cezary wpatrywali się teraz w lekarza, który zaczytywał się w karcie.
– Panie Okiński, tak? Coś jest nie tak? – zapytał lekko podenerwowany Adam.
– Wszystko. Patrząc historie pańskiego leczenia mogę zaobserwować wiele urazów zbieranych przez lata. Złamania, okaleczenia, pobicia, krwotoki. Mógłbym tak w nieskończoność. Porównałem badania sprzed paru lat do dzisiejszych. Nie jest to możliwe, aby ktoś je podmienił. Może szpital wygląda obskurnie, ale wszystkie dokumenty są tu bardzo pilnie strzeżone. DNA jest zupełnie inne... W życiu nie widziałem takiego dziwnego. Jakby pochodziło nie z tego świata – oznajmił sucho doktor wciąż wpatrując się w kartę.
Oczy świeciły mu gdy patrzył na kartę. Dziwna radość i satysfakcja przeszywała właśnie doktora. Nie można było tego samego powiedzieć o Adamie. Jeszcze bardziej pogrążył się w swoich myślach i obawach.
Obce DNA? To jest przecież nie możliwe. Wiem kim są moi rodzice… A może jednak czegoś nie wiem? Co jeśli kosmici istnieją i jakiś zielony ufoludek porwał mnie, którejś nocy, robił na mnie eksperymenty i teraz okazuje się, że jestem nieśmiertelny! To wszystko w jeden dzień… Popierdolony dzień. Najgorsze urodziny.
– Panie Adamie? – zwrócił się do niego lekarz – Zostanie pan jeszcze tu na trochę. Dzięki panu będę sławny! Na bazie pana DNA możemy zrobić cuda. Niech pan pomyśli tylko ile dobrego…
– Zamknij mordę! Nic nie zrobisz. Teraz wypierdalaj. – przerwał mu zdenerwowany Adam.
Lekarz patrzy na niego lekko zdziwiony.
– Jeszcze zmienisz zdanie – odparł sucho i skierował się do drzwi.
– Ty też – rzekł Adam spoglądając na Cezarego. – Chcę zostać sam.
Cezary spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. Kiwnął niepewnie głową, wstał i razem z lekarzem wyszli z sali.
Adam został ponownie sam na sam ze swoimi myślami. Po raz kolejny nie mógł uzbierać ich do kupy. Zamknął oczy i oparł głowę o poduszkę. Jego super słuch wyłapał nowe głosy na korytarzu, którymi wcześniej sobie nie zaprzątał głowy. Otworzył oczy i skupił się na słowach: „przyszliśmy po pana Eberta”.
– Wezwijcie egzorcystę! – wykrzyczał jakiś przechodzień w tłumie.
Adam spojrzał agresywnie w tłum szukając kto to wykrzyczał. Nagle dorwał go potworny ból głowy. Padł na kolana i zaczął krzyczeć. Jego słuch wytężył się. Słyszał najdrobniejszy szmer parę ulic stąd. Czuł intensywny zapach krwi ze swojej twarzy, jednocześnie czując zapach świeżo upieczonych bułek z piekarni za rogiem. Obraz ludzi stojących przed nim wyostrzył się tak mocno, że mógł wyliczyć pojedyncze włosy na głowie kobiecie stojącej w tłumie. Oparł się o asfalt. Ciężko oddychał. Powtarzał sobie w głowie, aby skończyło się to jak najszybciej. Ból przeszywał jego kości, czuł jakby płonęły. Jego nozdrza dobiegł zapach benzyny. Słyszał jak jej krople wylatują z samochodu, w który wjechał. Wstał, przepchnął się przez tłum, ale za tłumem już stało trzech policjantów mierzących bronią w niego. Zatrzymał się i rzucił na nich groźne spojrzenie.
– Odejdźcie, ten facet potrzebuje pomocy! – powiedział groźnie zaciskając pięści.
– Jesteś zatrzymany! Na ziemię! – wykrzyczał jeden z policjantów mierzących bronią w Adama.
– Ten facet potrzebuje pomocy! – zdenerwował się i ruszył w kierunku samochodu.
Rozległy się wystrzały z pistoletów. Policjanci wystrzelili jednocześnie w Adama z broni. Spojrzał na dziury po postrzale. Wypływała z nich krew. Po chwili z dziur wypłynęły kule upadając na ziemię, a rany zagoiły się. Spojrzał na zdziwione miny policjantów. Zaczęli strzelać ponownie w niego, kiedy ten ruszył na nich. Chwycił za pistolet bliższego policjanta, wyrwał mu go z ręki i uderzył nim w niego. Policjant padł na asfalt nieprzytomny. Dwóm pozostałym skończyła się amunicja. Adam spojrzał na nich gniewnym wzrokiem. Kule ponownie powylatywały mu z ciała. Policjanci jednak nie poddali się tak szybko. Schowali pistolety i wyciągnęli pałki teleskopowe. Rozłożyli je z łoskotem i zaczęli napierać na Adama. Ten spojrzał na pistolet w ręku i rzucił nim w jednego z nich tak mocno, aż odleciał na parę metrów od miejsca, w którym stał. Drugi nie poddawał się i zaczął wymachiwać w stronę Adama pałką. Adam odsuwał się od niego. W końcu policjant trafił go w rękę łamiąc ją. Adam krzyknął z bólu. Spojrzał na rękę, ale ona już była nastawiona i zagojona. Policjant jednak nie przestał napierać na bohatera. Zdenerwowany Adam chwycił za nadlatującą w swoją stronę pałkę, wyrwał mu ją z rąk i uderzył go pięścią w twarz. Kolejny policjant wylądował nieprzytomny na asfalcie.
Spojrzał przed siebie i znowu poczuł woń benzyny unoszącej się w powietrzu. Spostrzegł jak mężczyzna próbuje otworzyć drzwi w zniszczonym samochodzie, aby uwolnić poszkodowanego. Adam podbiegł do nich szybko. Odsunął szarpiącego za drzwi mężczyznę. Chwycił za klamkę i wyrwał drzwi z samochodu. Spojrzał z niedowierzaniem na swoje ręce trzymające drzwi. Odłożył je obok. Spojrzał na omdlałego kierowcę. Sięgnął ręką próbując odpiąć pasy bezskutecznie. Zdenerwował się i wyrwał klamrę od pasa. Wziął mężczyznę na ręce i wyniósł z samochodu, który zaczął właśnie płonąć.
Karetka przyjechała w samą porę. Zatrzymała się przy Adamie niosącym rannego kierowcę. Z ambulansu wybiegł ratownik.
– Dawaj nosze, szybko! – zawołał zdenerwowany do kolegi, który właśnie wyjmował z kolejnym sanitariuszem nosze z karetki. – Połóż go na noszach!
Adam położył poszkodowanego. Kierowca ocknął się, spojrzał na Adama z przerażeniem i znowu omdlał. Sanitariusze zabrali kierowcę do karetki. Ratownik spojrzał na Adama.
– Jest Pan cały we krwi, muszę Panu pomóc. – oznajmił ratownik.
– Przeżyje, zajmijcie się tym biedakiem – spojrzał w stronę karetki.
– Muszę jednak Pana zabrać. To mój obowiązek – rzekł bardzo poważnie wpatrując się w zakrwawionego Adama.
Rozejrzał się raz jeszcze dookoła. Pieniądze i biżuteria na ulicy. Motocykl roztrzaskany na skrzyżowaniu torujący przejazd. Płonący samochód, w który uderzył. Tłumy ludzi z telefonami wycelowanymi w jego stronę. Zdał sobie sprawę, że wzbudził nie lada sensację. W oddali stał czarny van, z którego spoglądał Parnik. Syreny radiowozów znowu zawyły. Van odjechał powoli, a Parnik wciąż wlepiał wzrok w Adama. Ten już chciał uciec kiedy radiowozy zatorowały mu drogę. Ratownik spojrzał na niego zadziwiony sytuacją. Adam zatrzymał się przed radiowozami. Policjanci wysiedli i zaczęli wykrzykiwać do Adama, żeby nie robił nic głupiego. Raz jeszcze rozejrzał się dookoła. Uświadomił sobie dlaczego był w tej sytuacji. Bo zabił niewinną kobietę. Poczuł się znowu jak wtedy gdy pociągnął za spust, a krew na koszuli kobiety rozprzestrzeniała się w mgnieniu oka. Co jeśli ona miała dzieci? Co jeśli miała męża? Już nigdy nie przytuli ich, nie powie, jak bardzo ich kocha…
Adam położył się na asfalcie i położył ręce za głowę. Poddał się, jego poczucie winy było zbyt wielkie, aby móc beztrosko uciec od sprawiedliwości, wiedział, że jest winny. Policjanci zakuli mu ręce i podnieśli z powrotem z ziemi. Ratownik podszedł do nich.
– Macie go zabrać do szpitala. Zobaczcie w jakim jest stanie – powiedział lekko wystraszony.
Policjanci spojrzeli na niego lekko oburzeni, ale przytaknęli. Władowali Adama do radiowozu i pojechali za karetką.
Podróż do szpitala wydawała się bardzo krótka. Siedlce są dosyć małym miastem, nie bez powodu mówi się, że jest to duża wieś. Tutaj każdy, o każdym słyszał i każdy, o każdym wie mimo iż się nie znają. Może trochę skomplikowane, ale Adam to wiedział bardzo dobrze. Jego kieszeń całą drogę wibrowała, przez jego telefon, który o dziwo jeszcze się nie rozbił na atomy. Mógł tylko się domyślać kto wydzwania do niego, albo był to jego najlepszy przyjaciel, który zapewne dowiedział się o wszystkim z mediów społecznościowych, na których na pewno już króluje filmik z wskrzeszenia. Mogli to być również jego rodzice, którzy już zdążyli usłyszeć plotkę od Kryśki czy innej Danki z domu obok, a te stare baby lubią bardzo rozsiewać wszystko co natrafią na mieście, ewentualnie był to jego najukochańszy szef, który już wiedział jak wykorzysta Adama odkrywając fakt, że potrafi wstać po śmiertelnym wypadku bez żadnego draśnięcia.
W końcu dotarli. Szpital na pierwszy rzut oka był obskurnym miejscem, w którym nie chciało się spędzić nawet sekundy. Ze ścian odrywał się tynk, dodatkowo ozdabiały go różne chore napisy na ścianach, co dodawało mu jeszcze większego uroku psychiatryka niż szpitala. Po oddziale kręciło się więcej policjantów niż lekarzy, kogoś mogło by to zadziwić, ale nie tutaj. Przestępczość była na tyle wysoka, że co chwila przyjeżdżał ktoś z raną postrzałową lub pchnięty od noża. Mimo wyglądu jaki prezentował sobą szpital, nie było tam aż tak źle. Sale były wyposażone przez firmę Welcome to World. Nowoczesny sprzęt był oczywiście pozamykany w salach na klucz, aby nikt tego nie ukradł.
Adama zamknięto samotnie w sali i przykuli kajdankami do łóżka. Został obmyty z krwi przez bardzo atrakcyjną pielęgniarkę. Trwało to nieco dłużej od typowego mycia przez pielęgniarki. Ta wyszła z sali bardzo, ale to bardzo poczochrana i uśmiechnięta. Poprawiła spódniczkę i odeszła lekko chwiejnym krokiem. Przed salą siedziało dwóch uzbrojonych policjantów, którzy mieli strzec Adama do czasu aż zostanie przebadany i wypuszczony w ich ręce. Leżąc samotnie w sali miał wiele do myślenia, nawet rozproszony przez ponętną pielęgniarkę ciągle był nękany przez różne strapienia, które wydarzyły się przez ostatnie godziny. Poczynając od zabójstwa, które przez przypadek popełnił. Obwiniał nie tylko siebie, ale również Parnika jak i całą organizację LIGHT. To właśnie oni wyrwali go od przyjemnych chwil urodzinowego poranka, to właśnie oni dali mu zlecenie rabunku i poszli razem z nim, to właśnie Parnik trącił go kiedy mierzył pistoletem w sprzedawczynię. Lecz niestety to on wystrzelił, to on był głównym winnym… Świadomość, że spotka się z szefem lub jego zastępcą sprawiała mu jeszcze większy zawód. Chciał rzucić to w cholerę. Nie chciał więcej pracować dla nich. Mimo dobrych pieniędzy i wygodnego życia miał ogromny problem z powrotem. Na półce obok łóżka leżał jego telefon, który dzwonił od dobrej godziny. Na przemian z rodzicami wydzwaniał do niego Cezary oraz Tukan. Sam już nie wiedział czyjego telefonu boi się najbardziej. Z rodzicami nie rozmawiał od lat, więc za pewne bardzo się zamartwiali nad swoim synem, który połamał się i ożył! Z Cezarym łączy go szczególna więź, wręcz braterska, więc nie było dziwne, że wydzwaniał. Tukan za to… To Tukan, po prostu wie jak zyskać jeszcze lepsze pieniądze.
– W końcu ten jebany telefon ucichł. Mam już dość... Czemu to wszystko się dzieje akurat mi? Co ja takiego zrobiłem? Czy aż tak jestem złym człowiekiem, żeby spotykało mnie tyle nieszczęścia? Kurwa czemu?
Obwiniające się myśli przerwały mu huk otwierających się drzwi, a wszedł przez nie Czarek. Na jego twarzy było widać zmartwienie zmieszane z przerażeniem. Usiadł na krześle przy łóżku i wpatrywał się w Adama z niedowierzaniem.
– Co to, kurwa, było?!
– Cześć Oczko, ciebie też miło widzieć – spojrzał na Cezarego, który dalej wpatrywał się w niego.
– Co to było?! – wziął pilota, włączył telewizor, przełączał kanały, na każdym kanale był filmik z wypadku, w którym Adam wstawał cały we krwi. – Ten filmik jest puszczany na każdym kanale! Cały internet słyszał już o tobie! Co tam się stało? Byłeś cały połamany, nagle wszystko wraca na miejsce i wstajesz jak gdyby nigdy nic!
Adam patrzył na Cezarego, który dalej nie wiedział co się stało, tylko, że sam też tego nie wiedział. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć.
– Wyłącz to proszę…
Cezary wyłączył telewizor wciąż patrząc na przyjaciela.
– Adam, co tam się stało? Czemu uciekałeś? O co tu chodzi? Naprawdę zabiłeś tę kobietę? – wciąż pyta z niedowierzaniem w to co się stało.
– To był ciężki dzień. Proszę, Oczko nie wiem sam co o tym myśleć. Za dużo się stało – odpowiedział nijak prosząc o spokój.
– Powiedz po kolei! – wykrzyczał.
– Nie mogę o tym mówić, to sprawa między mną, a pewnymi ludźmi – zdenerwował się Ebert.
– A wypadek?!
– Nie wiem jak to się stało. Przez chwilę byłem martwy. Wiem o tym, widziałem tam coś, białą postać… Następnie czułem się potężny, jednocześnie przytłumiony tym zapachem i dźwiękiem. Wszystko naraz. Potworne a zarazem cudowne uczucie. Błogość i ból w jednym. Nie wiem czy rozumiesz… – przez chwilę wydawało się jakby odpłynął w swoich marzeniach przypominając sobie tę chwilę, następnie spojrzał na Cezarego, który dalej z niedowierzaniem patrzył w niego.
– Miałeś płaszcz na sobie. Czarny płaszcz. Nie mów mi proszę, że należysz do nich – zmartwił się Cezary.
Adam tym razem unikał wzroku przyjaciela nie chcąc przyznać się do winy. Lecz Cezary nadal wpatrywał się w niego jakby już znał odpowiedź, ale wciąż czekał na zaprzeczenie od strony Adama. Milczenie przerwał lekarz wchodzący do sali. Nie miał już włosów na głowie, a na jego wielkim nosie spoczywały okulary.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam panom? Nie? To dobrze – poprawił swoje okulary i spojrzał w kartę.
Adam i Cezary wpatrywali się teraz w lekarza, który zaczytywał się w karcie.
– Panie Okiński, tak? Coś jest nie tak? – zapytał lekko podenerwowany Adam.
– Wszystko. Patrząc historie pańskiego leczenia mogę zaobserwować wiele urazów zbieranych przez lata. Złamania, okaleczenia, pobicia, krwotoki. Mógłbym tak w nieskończoność. Porównałem badania sprzed paru lat do dzisiejszych. Nie jest to możliwe, aby ktoś je podmienił. Może szpital wygląda obskurnie, ale wszystkie dokumenty są tu bardzo pilnie strzeżone. DNA jest zupełnie inne... W życiu nie widziałem takiego dziwnego. Jakby pochodziło nie z tego świata – oznajmił sucho doktor wciąż wpatrując się w kartę.
Oczy świeciły mu gdy patrzył na kartę. Dziwna radość i satysfakcja przeszywała właśnie doktora. Nie można było tego samego powiedzieć o Adamie. Jeszcze bardziej pogrążył się w swoich myślach i obawach.
Obce DNA? To jest przecież nie możliwe. Wiem kim są moi rodzice… A może jednak czegoś nie wiem? Co jeśli kosmici istnieją i jakiś zielony ufoludek porwał mnie, którejś nocy, robił na mnie eksperymenty i teraz okazuje się, że jestem nieśmiertelny! To wszystko w jeden dzień… Popierdolony dzień. Najgorsze urodziny.
– Panie Adamie? – zwrócił się do niego lekarz – Zostanie pan jeszcze tu na trochę. Dzięki panu będę sławny! Na bazie pana DNA możemy zrobić cuda. Niech pan pomyśli tylko ile dobrego…
– Zamknij mordę! Nic nie zrobisz. Teraz wypierdalaj. – przerwał mu zdenerwowany Adam.
Lekarz patrzy na niego lekko zdziwiony.
– Jeszcze zmienisz zdanie – odparł sucho i skierował się do drzwi.
– Ty też – rzekł Adam spoglądając na Cezarego. – Chcę zostać sam.
Cezary spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. Kiwnął niepewnie głową, wstał i razem z lekarzem wyszli z sali.
Adam został ponownie sam na sam ze swoimi myślami. Po raz kolejny nie mógł uzbierać ich do kupy. Zamknął oczy i oparł głowę o poduszkę. Jego super słuch wyłapał nowe głosy na korytarzu, którymi wcześniej sobie nie zaprzątał głowy. Otworzył oczy i skupił się na słowach: „przyszliśmy po pana Eberta”.
Komentarze
Prześlij komentarz