Rozdział IX: Złota Rączka

           – Za mną dzieciaczki, za mną! – zawołała nauczycielka.
           Przez wejście Welcome to World przeszła wycieczka uczniów z jednej ze szkół. Dzieci rozglądały się zachwycone po całym wejściu. Pierwszy raz widziały na oczy taki budynek i dodatkowo znajdowały się w nim. Nauczycielka rozmawiała z panią w recepcji i podała wejściówki dla dzieci. Te gęsiego przechodziły przez bramki. Jeden chłopiec z grupy zapatrzył się na holograficzną głowę w fontannie.
           – Patryk! Dołącz do reszty grupy – zawołała nauczycielka do chłopca, a ten jak najszybciej dołączył do grupy.
           Grupa poszła korytarzem przy windach. Tam czekał na nich Grzegorz Florczak.
           – Siemacie dzieciaczki. Jestem Złota Rączka. Wszystko tu zrobię i was dziś oprowadzę po naszej siedzibie! Jesteście gotowi? – powiedział wesoło Florczak udając pirata z kreskówki.
           – Dlaczemu ma Pan czerwoną chustę na głowie? – zapytał jeden z uczniów.
           – Żeby takie małe brzdące mogły mnie teraz o to zapytać – zaśmiał się do dzieci szybko zdejmując chustę z głowy i spojrzał na nauczycielkę. – Gdzie moje maniery. Dzień dobry – uśmiechnął się do niej i podał jej rękę. Nauczycielka spojrzała z lekkim obrzydzeniem na jego rękę. Spojrzał na swoją rękę i szybko ją zabrał wycierając smar o swój szary kombinezon roboczy. – No tak, przepraszam. Teraz proszę za mną brzdące! – zawołał i odwrócił się kierując po lekko wznoszących się schodach w korytarzu.
           – Przepraszam bardzo – podbiegła do niego nauczycielka. – Niech Pan nie mówi brzdące. Oni mają po dwanaście lat.
           – Najmocniej przepraszam. Po prostu lubię dzieci i tak często z nimi rozmawiam – odpowiedział z uśmiechem Grzegorz. – Teraz moi drodzy dorośli przenosimy się do specjalnego miejsca! Zaczniemy zwiedzanie od naszych hangarów – mówił i szedł tyłem patrząc się na dzieci. – Tam tworzymy pojazdy oraz samoloty! Super nie?!
           – Ale jak one wylatują? – zapytała jedna z ciekawskich uczennic.
           – I to jest dobre pytanie! Już śpieszę z wyjaśnieniem!
           Grzegorz otworzył drzwi do hangaru i zaprosił dzieci wraz z nauczycielką do środka. Hangar miał ogromną przestrzeń. Znajdowały się tam odrzutowce, szybowce i inne pierdoły. Po hangarze chodzili robotnicy, którzy konstruowali niektóre maszyny.
           – O to nasze lotnicze niebo! Pierwsze piętro potężnego hangaru. Odpowiadając na pytanie spójrzcie w górę i dostaniecie odpowiedź! – wskazał wiecznie uśmiechnięty Grzegorz.
           Sufit składał się z dwóch klap, które przymocowane były specjalnymi, hydraulicznymi zawiasami, dzięki którym mogły się swobodnie otwierać. Specjalnie dla nich zademonstrowano jak to działa i otwarto dach. Dzieci były zachwycone takim pokazem. Pozwolono im nawet wsiąść do jednego z myśliwców i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.
           – Czas nas goni, a to pierwsza atrakcja! Dalej za mną ekipa! – zawołał Florczak i dzieci wraz z nauczycielką poszły za nim.

           Oliwia siedziała przy biurku ze stosem dokumentów. Włosy miała niepoukładane, zaplątane w koku. Gryzła ołówek czytając jedną z pliku kartek. Zadzwonił do niej telefon. Od razu wypluła ołówek i oderwała się od nudnego zadania, aby odebrać.
           – Doktor Sowińska, tak? – wysłuchała tajemniczego gościa w słuchawce i uśmiechnęła się. – Witam Pana Artura, co już się stęskniłeś? – zaśmiała się. – Wiesz braciszku, że mam dużo na głowie teraz. Mam te "sekretne" zadanie. Nie mogę Ci więcej powiedzieć, też masz tajemnice zawodowe. Oddzwonię później.
           Odłożyła słuchawkę i spojrzała na agenta Nowaka, który stał w progu.
           – Braciszek się stęsknił? – uśmiechnął się do niej.
           – Byliśmy ze sobą bardzo zżyci, już się stęsknił po mojej wizycie u niego... – zaczęła.
           – Wiem. Mówiłaś mi to nie raz – wszedł dalej do gabinetu i usiadł na krześle.
           – To po co głupio pytasz, co? – zaśmiała się i wzięła łyk herbaty, którą trzymała w szufladzie.
           Nowak spojrzał na nią ze zdziwieniem.
           – Na biurku nie mam miejsca – odpowiedziała pokazując na biurko. – Przyszedłeś na plotki, czy jakaś sprawa? Dawid mam kupę roboty.
           – Lubie Cię Oliwcia, ale znasz Chrobrego...
           – Nie... – nagle podniosła się z krzesła. – Nie mów, że mnie przydzielił do niego – zdenerwowała się.
           – Jesteś najlepsza, ja to wiem i wszyscy to wiedzą. Zadziałasz na niego – zaśmiał się.
           – On jest potworem. Nie chcę!
           – Wiesz, że nie masz wyjścia – wstał. – Za godzinę przyprowadzą go do laboratorium. Będę czekał tam z tobą. Szykuj się młoda.

           Oliwia kończyła przygotowywanie sali na spotkanie z Adamem. W lekkim stresie próbowała układać wszystko równo, szło jej coraz lepiej . Włosy doszły już do ładu, a sala, do której mieli przyprowadzić Eberta, prawie wyglądała na przygotowaną. Dawid wszedł do sali i spojrzał na Oliwie.
           – No, od razu lepiej wyglądasz młoda – uśmiechną się do niej.
           – Nie wkurwiaj mnie. Jestem po pięciu kawach, chodzę jak nakręcona, nie mogę się skupić, ahhhhh, kurwa! – zdenerwowała się Oliwia.
           Dawid podszedł do niej i chwycił za ramiona potrząsając nimi.
           – Weź się w garść kobieto! – Posadził ją na krześle i puścił jej ramiona. – Wiem, że się denerwujesz, też bym się denerwował na twoim miejscu, ale jesteś doktorem. Ile masz tych dyplomów? Siedem? – starał się dodać jej otuchy.
           – Dziewięć – wtrąciła skromnie i cicho Oliwia.
           – No właśnie! Praca z pierwszym odkrytym człowiekiem z mocami, który jest kryminalistą nie może Cię aż tak przerażać. Musisz wziąć się w garść. Będę tu razem ze strażnikami, włos Ci z głowy nie spadnie. Masz moje słowo – przytrzymał prawą rękę na sercu. – Po za tym, nie jest taki straszny. A ty jesteś niezniszczalna, pamiętaj.
           – Dzięki, ale to już nie chodzi o to, że on mi zrobi krzywdę czy nie. Dużo pracuje, dużo mam na głowie, jest dużo wszystkiego, a to moje pierwsze tak ważne zadanie w całej karierze – podniosła się z krzesła i zaczęła nerwowo chodzić po sali – nie chcę tego zjebać – miała bardzo poważną minę, która mówiła, że ona nie chce tego zjebać.
           – Nie zjebiesz. Twoja mina mówi to za Ciebie – zaśmiał się. – Rączka później go przejmie. Będzie dobrze.
           Dawid stanął w wejściu i patrzył jak prowadzą Adama do ich sali. Oliwia wyszła do niego, aby też spojrzeć.
           – Wygląda jeszcze gorzej niż na zdjęciach.
           – Nie przesadzaj – spojrzał się na nią.
           Oliwia spojrzała w oczy Adama i ujrzała w nich blask. Mimo, że miał maskę na ustach, dostrzegła uśmiech. Policzki zrobiły jej się czerwone, sama nie wiedziała dlaczego. Weszli do sali wszyscy, a Ebert nie spuszczał z niej wzroku.
           – Rozkujcie go – rozkazał Dawid. – Tylko bez sztuczek Ebert.
           Jeden ze strażników próbował ściągnąć mu kajdany z rąk, ale bezskutecznie. Żaden klucz nie pasował, aby otworzyć je, zaczął szarpać nimi co tylko wzbudziło zażenowanie wśród wszystkich obecnych i frustrację u Adama, który cały był potrząsany. Po wielu próbach w końcu Adam odepchnął go od siebie. Strażnicy i Dawid wymierzyli w niego bronią. On tylko spojrzał na nich i bez żadnego wysiłku rozerwał kajdany jednym ruchem rąk. Resztki upadły robiąc hałas, a Adam uwolnił też swoje nogi i usta.
            Dawid spojrzał na strażników z lekką frustracją. Kiwną do nich głową, a oni posłusznie wyszli.
           – Zostanę tu z wami, dla bezpieczeństwa. Ebert, to jest doktor Oliwia Sowińska. Przeprowadzi na tobie serię badań – spojrzał na Oliwie, która miała kontynuować dalszą rozmowę.
           – Muszę coś podpisać? Chyba potrzebujecie mojej zgody, czy coś?
           – Nie. W tym przypadku to się nie przyda – w końcu odezwała się patrząc dalej nieśmiało. – Usiądź proszę. Najpierw pobiorę od Ciebie próbkę krwi.
           – Nie macie już jej za nadto? – uśmiechnął się i usiadł na fotelu.
           – Jeszcze trochę nie zaszkodzi – odpowiedziała szorstko.
           Wzięła dużą strzykawkę, wsadziła w nią równie, dużą igłę i wbiła mu się w żyłę na zgięciu ręki. Nie weszła tak łatwo jak myślała, że się wbije, ale krew zaczęła napływać do strzykawki. O dziwo miało lekko niebieskawą barwę.
           – Wcześniej chyba nie miała takiej barwy – spostrzegł Adam. – Jak to możliwe?
           – Jesteś pierwszym takim człowiekiem, którego badam. Muszę wpierw sama pomyśleć nad twoim przypadkiem. Bo jesteś człowiekiem, tak? – zapytała wyciągając igłę z jego ręki, po której nie został nawet ślad.
           – Z tego co wiem, tak. Wyglądam na ufoludka z antenkami na głowie? – zaśmiał się.
           Oliwia pobrała od niego jeszcze pięć strzykawek i przekazała je asystentce, aby przeprowadziła resztę badań nad krwią. Adam stał na bieżni, podpięty do maszyn, które miały pokazać jego możliwości fizyczne. Oliwia włączyła bieżnię rozpoczynając od najmniejszego programu. Adam rozpoczął powolnym marszem. Program w bieżni co chwila przyśpieszał jak i Adam, który bez problemu radząc sobie z wyzwaniem. Rozpędzał się coraz szybciej, już osiągał prędkość stu kilometrów na godzinę. Dawid i Oliwia ze zdziwieniem przyglądali się wyczynowi Adama. Zero zmęczenia, zero potu.
           – Dobra, przyznać to trzeba, jest szybki – powiedział Dawid do Oliwi zapisującej wyniki na karcie.
           Do sali wszedł agent i szepnął coś na ucho Nowakowi. Spojrzał na agenta, a później zerknął na Oliwię.
           – Muszę pójść na chwilę. Zaraz Cię uwolnię od niego...
           – Obiecałeś, że zostaniesz przy mnie – zdenerwowała się Oliwia.
           – Zamienię parę zdań z Grześkiem. Jego opinia i pomoc nad tą sprawą jest równie ważna jak twoja – uspokoił trochę Oliwię, lecz ona dalej nie była zadowolona z faktu, że zostanie z mordercą i złodziejem sama.
           Dawid ruszył z agentem w drogę, a Oliwia spojrzała speszona na Adama, który siedział na stole, i uśmiechnęła się niepewnie.

           Grzegorz rozstał się już z uczniami. Zdążył się zżyć z częścią dzieciaczków, które chętnie słuchały jego zagmatwanych opowieści o firmie. Teraz siedział przy biurku w słuchawkach na uszach. Czerwoną chustę miał przełożoną przez brązowy pas z narzędziami na biodrze. Czerwona chusta i równie czerwona bluzka oraz szary kombinezon robotniczy był znakiem rozpoznawalnym dla Złotej Rączki. Jak pracował zawsze wiązał ją na głowie. Mówił, że bez niej by nie pracował tak dobrze. Możliwe, że też dlatego, aby jego bujna czupryna nie wbijała mu się w oczy. Przesiadywał w pracy bardzo często do późnych godzin. Kiedy wciąga się w jakąś pracę to ciężko go od niej odciągnąć. Traktował ją jako swoją partnerkę życiową. Teraz jak nigdy po prostu odpoczywał sobie, ostatnio wykonał bardzo ciężką pracę i musiał wyciszyć się w jakiś sposób. Lecz nie mógł się cieszyć zbyt długo tym.
           – Grzesiek, potrzebuje Cię – rzucił Nowak zaglądający do gabinetu kolegi. Lecz Florczak nawet go nie usłyszał. Dalej nucił piosenkę i rytmicznie podrygiwał. Dawid podszedł do niego bliżej i ściągnął mu słuchawki z uszu. – Grzesiek!
           Florczak podskoczył wystraszony i spojrzał na Nowaka.
           – Mogłem paść na zawał człowieku... – wydyszał wystraszony.
           – Musisz coś zobaczyć.

           Adam znudzony leżał na stole i patrzył się w sufit czekając na przyjście kogokolwiek innego niż Oliwia, która zapisywała coś w swoim notatniku. W końcu podniósł się i spojrzał na nią.
           – Tak będziemy siedzieć w ciszy? Uszy od tego bolą, zwłaszcza teraz jak mój słuch stał się tak czuły. Co tam zapisujesz? A może opowiedz coś osobie, masz chłopaka? Czy może...
           – Zamknij się! – wstała zezłoszczona Oliwia i wydarła się na niego. – Nie mam chłopaka i nie potrzebuje, zwłaszcza takiego jak ty! Dzikus, który bierze wszystko co się rusza! Jak Ci nie wstyd, po tym wszystkim, jeszcze mnie podrywasz?!
           – Nie chciałem być... – Adam wstał próbując się jakoś wydostać z opresji, ale Oliwia chwyciła za buteleczkę z biurka i szybkim ruchem prysnęła gazem pieprzowym prosto w mu w twarz.
           Adam krzyknął przeraźliwie i padł na kolana przecierając oczy. Oliwia stała nad nim w lekkim szoku przed tym co zrobiła mu. Po chwili już mu pomagała przemywać twarz. Momentalnie przestała go piec.
           – Czemu nie uciekniesz? – odsunęła się od niego kawałek i usiadła na krześle, a on usiadł opierając się o ścianę i trzymając ręcznik w ręku. – Masz te swoje moce, bez problemu zniszczyłeś kajdany, w które byłeś skuty. Z tym wszystkim już dawno byś był gdzieś za granicą, więc czemu dalej tu siedzisz i pozwalasz mi na badania?
           – Prawdę mówiąc nie wiem. Całe życie kierowałem się swoimi zasadami, a teraz kiedy to się stało... Nie wiem gdzie miałbym się udać. Całe życie uciekać? Nie znam odpowiedzi na to wszystko, więc po prostu czekam. Tak chyba będzie najlepiej – wyżalił się Ebert.
           Oliwia patrzyła na niego z żalem. Przez chwilę poczuła nad nim skruchę, nad jego niepewnym losem. Wie, że mógłbym uciec w każdej chwili, ale tego nie zrobi. Poczuła, że jest szczery wobec niej. Prawie tak samo jak zawsze Dawid, ale w Ebercie to odczuła inaczej. Może po części pociągał ją swoją dzikością? Sama jeszcze nie potrafiła przed sobą odpowiedzieć.
           Ciszę przerwał Dawid wkraczający do sali i wyrywający ich z myślenia.
           – Ebert, za mną.

           Rozległo się pukanie do biura dyrektora. Przez drzwi weszła jego sekretarka z teczkami.
           – Przyniosłam, jak Pan kazał – położyła je na biurku wypinając dekolt dokładnie tak jak Chrobry lubił. Tym razem był zbyt zajęty, aby zwrócić na to uwagę. Machnął ręką, a sekretarka speszona odeszła.
           Skończył rozmowę przez telefon i zaczął przeglądać teczki. Odsunął teczkę z napisem Oliwier Grand i wziął teczkę Adama Eberta. Były w nich wszystkie akta na jego temat, które istniały. Kolekcjonował w swoich archiwach akta o wszystkich obywatelach, którzy zaistnieli w jakikolwiek sposób. Szpiedzy z firmy działali na całym świecie, zbierając informacje o wszystkim co się dzieje dookoła. Teczka na temat Eberta była bardzo obszerna. Zawierała wszystkie dane jego napadów, zakupów, a nawet imprez jakie organizował. Było wszystko, oprócz danych jego narodzin. Nie mógł znaleźć nic na temat gdzie przyszedł na świat, jaki szpital, lekarze. Czy Państwo Ebert coś ukryli przed jego agentami? Musiał sam to wybadać i znaleźć odpowiedź. Może to pomoże w odgadnięciu kim jest Ebert.

           Złota Rączka stał wpatrzony w Adama jak w obrazek, już od ponad minuty ściskał mu niezręcznie dłoń szczerząc zęby.
           – Możesz? – otrząsnął Grześka Nowak. – Jest już dość niezręcznie, a ty wpatrujesz się w niego dość długo.
           – Po prostu nie mogę uwierzyć, że poznałem właśnie superbohatera. A może antybohatera? Jakie określenie bardziej wolisz? – zapytał podniecony Florczak puszczając dłoń Adama.
           – Złoczyńca? – zapytał niepewnie Adam patrząc zniesmaczony na Florczaka.
           – Nonsens, znam ludzi gorszych od Ciebie. No może nie zmasakrowali tak nikogo jak ty, ale wiesz o co mi chodzi. Potrzebny Ci super pseudonim! Co powiesz na Pan Nieśmiertelny? Kapitan Polska? Biały Orzeł?
           – Dość! Nie przyszliśmy tu na twoje dziwne geekowskie pogadanki. Grzesiek, do rzeczy! Usiądźmy. – zaproponował sfrustrowany Dawid.
           Ebert pierwszy zasiadł do stolika, gdzie czekało na nich jedzenie. Nie jadł prawię dobę, mimo iż nie czuł takiego głodu jak dawniej, to z chęcią zaczął jeść.
           – Pomyślałem, że musisz jeść, więc masz – rzucił Dawid dosiadając się do stolika razem z Grześkiem. Z jego słów można było odczuć niechęć do Adama. Widać nie za bardzo chciał tu być razem z nimi.
           – Obejrzałem dokładnie te nagrania. Muszę przyznać te mięśnie, cudo...
           – Do rzeczy – upomniał go Nowak.
           – Firma chce te roboty. Już i tak stoimy na wysokim poziomie jeśli chodzi o zbrojenie, ale te roboty? To nie jest ziemska technologia. Szukałem wszędzie, takie coś nie istnieje i nie będzie istniało przez kolejne dekady, a tu mamy na wyciągnięcie ręki – wypowiedział się podniecony Grzegorz na myśl o przyszłych pracach związanych z pozaziemską technologią. – Zrewolucjonizujemy nasz rynek i obronę. Inni tylko będą z zazdrością patrzeć na to co mamy.
           – Jesteś pewien tego co mówisz? – zapytał spoważniały Dawid.
           – I to bardzo. Niestety, firma chce też Ciebie – spojrzał na Adama, który dalej zajadał się. – Stałeś się równie cenny, twoja krew, cały Ty! To jest przełom we wszystkim co do tej pory jest nam znane. Wyobraź sobie, jeśli kiedykolwiek wybuchnie epidemia, twoja krew może uleczyć nas! Choroby z twoją pomocą będą do wyleczenia! – zachwyca się dalej Florczak.
           – Farmaceutów puścicie z torbami... – rzucił sarkastycznie Adam. – Cóż, straciłem swoją wolę najwidoczniej...
           – Tak – rzucił spokojnie Nowak. – Jesteś naszym więźniem.
           – I posłańcem – skomentował krótko.
           – Co?
           – Raczej sami nie zdobędziecie tych robotów. Plus, byście nie mówili tego mi. Chcecie, żebym wywabił ich dla was. Może od razu tego całego Imperatora do was ściągnąć? – odsunął od siebie jedzenie i wstał zamaszyście.
           – Imperator nie, ale twój miecz. Dalej nie wiemy kim jesteś. Ten miecz dostałeś od tygrysa, który pojawił się i ulotnił – dodał Grzegorz, lecz Adam zatrzymał się na słowie tygrys, o niej wspominał Biały Kruk.
           – Podobno to ona dała mi te moce...
           – Skąd wiesz? – zapytał zaciekawiony coraz bardziej Dawid.
           – Po prostu wiem – nie chciał mówić o Lśniącym Mężczyźnie. Zadali by kolejną serie niewygodnych pytań, a on nie potrafiłby na nie znowu odpowiedzieć.
           – Zawiozę Cię tam gdzie schowałeś miecz. Może tak ich wywabisz, a wtedy będziemy przygotowani, aby schwytać roboty. Chcąc nie chcąc, jedziesz ze mną...
           – ...Tygrysie – dokończył Florczak. W tym samym momencie mężczyźni spojrzeli na niego ze zdziwionym wzrokiem.
           – Nie jestem bohaterem! – zaryczał Adam.
           – Spokojnie Tygrysie, jeszcze nie jesteś – uśmiechnął się Grzegorz.
           – Rączka, skończ, a ty chodź ze mną Tygrysie, znaczy Adam... – chwycił go za ramię i wyprowadził zdenerwowanego Tygrysa z biura.
           Adam zrobił się cały czerwony z irytacji nowo poznanym kolegą. Mimo iż był bardzo sympatyczny to potrafił działaś na nerwy i za dużo gadał... Już kiedy prawie ochłoną idąc korytarzem razem z agentem Nowakiem ujrzał swojego, do nie dawna przyjaciela, który szedł w towarzystwie innych agentów. Nagle osłupiał ze zdziwienia.
           – Co tu robisz? Oczko? – wymamrotał do Cezarego.
           – Ja? Nic co więzień musi wiedzieć – uciął rozmowę szybko i odszedł od byłego przyjaciela, Ebert dalej stał wryty. Kolejny krok będzie dla niego ogromnym ciężarem...

Komentarze